instagram

Upakowano za dużo w jednym pojęciu

Jesteśmy niewielką spółką w Zachodniopomorskiem i poruszamy się w środowisku startupów. Jesteśmy startupem, ale pojęcie to jest bardzo rozmyte do granic, w miejscu których nic nei znaczy. Dlatego czasami nazywani jesteśmy nawet corpo ;-) Jednak znacznie więcej pokazuje nam jak wielkie różnice tkwią pomiędzy organizacją biznesu, a organizacją startupu. Postaram się zdemystifikować wiele faktów, których nie rozumie kultura startupu oraz takich których nie rozumie kultura biznesu.

Po pierwsze trzeba powiedzieć jedno: pomiędzy startupami a biznesem istnieje ogromna przepaść. Z jednej strony stawiają się bardziej lub mniej profesjonalni menedżerowie, a z drugiej strony ustawiają się pasjonaci technologii, pewnych koncepcji czy rozwiązań problemów. Problem powstaje gdy z w jednej ławce stawia się dyrektora firmy z dyrektorem startupu oraz gdy obaj postrzegają siebie nazwzajem z perspektywy tej samej, jednak jak zupełnie innej roli. Czego nie rozumie dyrektor firmy to że rola dyrektora startupu nie polega na efektywnej alokacji zasobów tylko na weryfikacji używalności pewnego rozwiązania. Czego nie rozumie dyrektor startupu to że dyrektor firmy jest (tylko i wyłącznie) kapitalistą w najszczerszym tego słowa znaczeniu. Ponieważ rola i obowiązki (co robić) tych dwóch są zupełnie różne żaden z nich nie doradzi drugiemu, aczkolwiek obaj mogliby się dużo od siebie nauczyć.

Po drugie trzeba zrozumieć że to co my nazywamy startupami bardzo często nie jest tym za co się podaje, to znaczy w naszym kontekście kulturalnym startup to weryfikacja pomysłu biznesowego, przy czym w szerszym geograficznie sensie to pod tym samym pojęciem rozumiany jest już biznes o wschodzącej wartości. Z tego powodu startupy w naszym rozumieniu nie powinny zajmować się rynkiem, zyskiem, inwestorem i bardzo często nie zajmują się tym umiejętnie. Nie powinny nawet próbować, ale wzamian za to skupić się na sprawdzeniu jak odbiorcy chłoną rozwiązanie, jak wykonalny i skalowalny jest ich pomysł. Definicja rynku, zysku, poszukiwanie kapitału powinny przyjść znacznie później i zostać przekazane bardziej kompetentnym osobom. Problemy oczywiście zaczynają się w momencie kiedy “startup” szuka inwestora, bo to zupełne pomylenie celów i pojęć, a zupełnie szczerze mówiąc to również i kompetencji.

Zrozumienie pierwszej i drugiej różnicy jest kluczowe do zrozumienia jak bardzo sukces wymaga wielu ojców, tj. jak bardzo pomysły o potencjale biznesu wymagają złożenia roli, a byćmoże i osób w postaci: wynalazcy i przedsiębiorcy. Wielu biznesmenów chciałoby być wynalazcami, ale nigdy nie będzie. Podobnie wielu wynalazców nazwałoby siebie przedsiębiorcami, ale również nimi nigdy nie było i nie będzie. Liczba osób, które mogą pochwalić się osiągami na obu polach jednocześnie jest dramatycznie mała. Nie jest to zresztą aż tak wielkim problemem jakby się mogło wydawać, ponieważ skoro mowa o naszej szerokości geograficznej to zarówno tych pierwszych, jak i drugich nie brakuje. Bardzo często brakuje natomiast współpracy i wykonania które opierałoby się na kompetencjach zarówno przedsiębiorcy jak i wynalazcy. Znalezienie takiej kombinacji to podstawa sukcesu, nawet na samym początku.