instagram

PR 2 Ds 359/14

W ramach postępowania 2 Ds 359/14 oferowano nam umorzenie postępowania przeciwko zarządowi pod warunkiem wpłaty 120 tysięcy złotych na rzecz Zachodniopomorskiej Agencji Rozwoju Regionalnego S.A. Dzisiaj to wartość reprezentująca trzykrotność tej kwoty, ale jak zarząd zeznał przed sądem: nikt tej kwoty nie zamierzał wpłacać, bo nikt w zarządzie nie znał się na płaceniu łapówek.

Niewiele osób wie, bo nie jest to temat towarzyski, ale w 2014 r. zakończyliśmy realizację i utrzymywanie okresu trwałości dużego projektu dofinansowanego ze środków unijnych. Po pozytywnej ostatecznej kontroli, tzw. kontroli trwałości wszystkie środki zostały nam rozliczone, spółka postanowiła rozwijać projekt na swoich własnych warunkach. Zaraz po rozliczeniu i przekazaniu spółce kwoty dotacji, po pieniądze z części przelanych środków przyszła Zachodniopomorska Agencja Rozwoju Regionalnego S.A., która jednakże nie miała żadnego tytułu, żadnej podstawy, ani żadnego dokumentu, z którego miałoby wynikać na jakiej podstawie domaga się od spółki 120 tysięcy złotych. Oczekiwanie takiej właśnie kwoty przekazała prokurator prokuratury rejonowej Szczecin-Śródmieście podczas przesłuchania żony członka zarządu spółki, której przekazano żeby przekazała, że całe postępowanie można od ręki umorzyć, jak tylko znajdą się pieniądze. Ja nie mogąc uwierzyć w tą sytuację zadzwoniłem do prokurator Karwowskiej, z którą prowadziłem rozmowy na temat tego skąd i jakim prawem takie pieniądze w ogóle ktokolwiek miałby komukolwiek wpłacać.

W wyniku konfliktu (patrz Historia Konfliktu) doszło do pisemnego zawiadomienia prokuratury (listem anonimowym wysłanym z Warszawy). Z anonimowego donosu wynikało, iż sprzedaż projektu zagranicznemu inwestorowi jest przykrywką celem uniknięcia bardzo wysokiego podatku od sprzedaży, a także „upłynnienia” dóbr narodowych za granicę. W ten sposób prokuratura otrzymała polecenie znalezienia jakiegoś przestępstwa, za które można mnie, jako jednoosobowego zarządu spółki właśnie – osobiście oskarżyć. Jak mogę się jedynie domyślać z tego powodu iż to ja widniałem na kluczowych dokumentach, obrzydliwe treści anonimowych donosów jakie pomawiały mnie o dość ciężkie przestępstwa, a moją rodzinę o niemoralne i niekatolickie wartości. Według treści zawiadomienia i zgodnie z aktami prokuratury, prokuratorzy otrzymali zawiadomienie z którego wynikało iż prokuratorzy „muszą się spieszyć”, albowiem szkoda dla majątku narodowego będzie nieodwracalna, jeśli ja osobiście rzekomo zdążę wywieźć „wszystkie pieniądze” za granicę… Jak się okazało tajemniczy donosiciel musiał mieć bardzo dobre kontakty z prokuraturą, aby w taki sposób zainicjować postępowanie prokuratury…

Prokuratura ma obowiązek podejmować każde zgłoszenie, nawet jeśli je następnie umorzy. W tym przypadku jednak zdecydowano się pominąć stosowanie prawa, albowiem samo prowadzenie postępowania naruszałoby jakieś interesy prokuratury, byćmoże nawet polecenie służbowe jakie przyszło z góry. Normalny człowiek czytając tego rodzaju donos najpewniej uśmiechnął by się i machnął ręką – mówiąc iż nikomu by się nie chciało, myśląc że takich spraw można by prowadzić setki dziennie, gdyby ktoś się chciał takimi zajmować na poważnie. Otóż w tym przypadku okazało się, iż podjęto się tego karkołomnego zadania aby na podstawie takiego bzdurnego „zawiadomienia” zacząć szukać, a nawet z determinacją aby coś znaleźć. Po kilku miesiącach poszukiwań rzekomych pieniędzy, wliczając przewiezienie ich w formie diamentów, ostatecznie żadnych pieniędzy nie znaleziono, ale skoro były poszukiwania to musiało być przestępstwo.

Po zabezpieczeniu dokumentów firmowych w drodze nakazów przeszukania i zabezpieczenia, następnie przeszukaniu naprawdę ogromnych ilości dokumentów dotyczących naszego ostatniego projektu, a także kilku wcześniejszych, o czym nie miałem wtedy jeszcze żadnego pojęcia, okazało się każdy z nich poddano analizie celem znalezienia takich dokumentów, co do których można będzie je wykorzystać aby postawić jakieś zarzuty. Ostatecznie determinacja prokuratorów okazała się na tyle duża iż włożony wysiłek musiał zebrać plonu. Ja w ten sposób stanąłem pod pisemnym zarzutem składania (jednego) nierzetelnego (fałszywego) oświadczenia sprzed bardzo wielu lat, który to rzekomo nierzetelny (oświadczający nieprawdę) dokument miał rzekomo powodować szkodę Zachodniopomorskiej Agencji Rozwoju Regionalnego S.A., która wskazywała zagrożenie dla bezpieczeństwa obrotu środkami unijnymi, ryzyko utraty kontroli nad projektem, a także oczywiście szkodę w wysokości około 700 tysięcy złotych. W sytuacji konkretnego podejrzenia, wystosowałem upoważnienie do obrony, jednakże prokuratura nie zamierzała pokazywać żadnych akt postępowania adwokatowi.

Szkoda jaką zarząd spółki miał wyrządzić powstać miała ZARR S.A. w ramach projektu dofinansowanego ze środków UE, którego realizacja zakończyła się …ponad dwa lata wcześniej pozytywnym rozliczeniem po kontroli ZARR S.A. właśnie. Niezależnie od tego że to ZARR S.A. właśnie pozytywnie opiniował rozliczenie projektu i kilka miesięcy wcześniej po wielu kontrolach w projekcie rekomendował pisemnie wypłacenie ostatnich środków na rzecz mojej spółki, to prokuratura domagała się zwrotu kwoty rzecz ZARR S.A. w zamian za umorzenie postępowania prokuratorskiego… Tutaj chwila przerwy, ponieważ zrozumienie tego zdarzenia wymaga wiedzy iż w trzech zakresach: 1) w przypadku przestępstwa posługiwania się nierzetelnym dokumentem nie da się umorzyć poprzez naprawienie rzekomej szkody, 2) ZARR S.A. jest prywatną firmą, prywatną spółką prawa kapitałowego należącą do miasta, zatem nie powinien móc gwarantować umorzenia jakiegokolwiek postępowania wszczętego już i prowadzonego przez niezależną prokuraturę, 3) ZARR S.A. nie miał żadnego prawa, żadnej umowy, ani żadnego innej podstawy prawnej uprawniającej do odebrania jakiegokolwiek zwrotu pieniędzy – z dotacji czy nie w żadnych okolicznościach…

Ja w tamtym czasie przebywałem poza granicami kraju, a o wszystkim dowiadywałem się telefonicznie. Początkowo myślałem że prokuratorzy się pomylili, tylko żeby oblał mnie strach kiedy zauważyłem że ewidentnie liczą na jakiś przejaw naiwność z mojej strony – domagając się pieniędzy, które jedynie doręczone „szybko” umożliwią „umorzenie” jakiegoś postępowania, choć nie ma przecież takiej procedury w kodeksie postępowania karnego które umożliwia umorzenie postępowania z takiego zarzutu w przypadku naprawienia rzekomej szkody… Naiwnie wierzyłem że stawiając się na wezwanie prokuratury szybko wyjaśnię nieporozumienie i wrócę do spokojnego życia na Malcie. Niestety po przedstawieniu zarzutów prokurator Agata Karwowska szybko zrozumiała wprawdzie błąd, którego dopuściła się zarzucając mi przedłożenie fałszywego dokumentu w celu uzyskania dotacji, albowiem prawo które uzasadniało postawienie takiego zarzutu zostało wprowadzone po okresie, w którym mieliśmy do tego przestępstwa się dopuścić – zasadniczo oznacza to że postępowanie prowadzone było przy założeniu że prawo działa wstecz. Jak jednak mi wyjaśniono: „prawo oczywiście nie działa wstecz, ale interpretacja prawa już tak”…

Postępowanie prowadzono jednak tak szybko, że nawet powołując reprezentację prawną do prokuratury, prowadząc wszystkie wyjaśnienia telefonicznie i zapowiadając (naiwnie) iż sprawa na pewno będzie możliwa do szybkiego wyjaśnienia i stawiając się w prokuraturze (osobiście) kilka tygodni później – przyszedłem już tylko na odczytanie gotowych zarzutów, a moje wyjaśnienia nie miały absolutnie żadnego znaczenia dla postępowania. Jak się okazało prokuratorzy nawet stawiając zarzuty posługiwania się nierzetelnym dokumentem nie dysponowali nawet dokumentami, o fałszowanie których mnie oskarżyli, a nie wspominając nawet o ich przeczytaniu, a jak się okazało lata później ich czytanie ze zrozumieniem miało znaczenie. Co istotne w momencie stawiania zarzutów – prokurator sama musiała opisać czyn przestępczy na szkodę rzekomo pokrzywdzonej ZARR S.A., nawet jeśli w tym samym czasie sam rzekomo poszkodowany „nie przesądzał” o istnieniu jakiejkolwiek szkody, o czym sama ZARR S.A. zapewniała pisemnie.

Ponieważ najwyraźniej ktoś liczył na „ugodowe” załatwienie sprawy, tj. że przyjadę do polski z walizką pieniędzy (o czym rozmawiałem z prokurator Karwowską telefonicznie) – wzamian za oferowane mi umorzenie postępowania, tak naprawdę cała sprawa z wręczaniem tych pieniędzy mogła być prowokacją, albowiem jak się dowiedziałem znacznie później – nie ma i nie było żadnych narzędzi aby takie postępowanie umorzyć, a prokuratorzy nie mieli żadnego sposobu ani zainteresowania aby nie stawiać mi zarzutów. Tempo postępowania prokuratury w dążeniu do stawiania zarzutów niezależnie od składanych wyjasnień bardzo mnie uczuliło. Im bardziej ja współpracowałem przy wyjaśnianiu sprawy, a mniej przy wręczaniu pieniędzy, tym bardziej obserwowałem mnożenie sił i i środków przeciwko mojej firmie, następnie mnie i nawet mojej rodzinie, której składano propozycje współpracy z prokuraturą polegającej na dostarczeniu jakiś dowodów przeciwko mnie przez moją byłą żonę, próby przesłuchania mojego trzyletniego wówczas syna, co nie miało żadnego sensu innego niż to, abym wystraszył się skutków postępowania, przyznał do winy, zapłacił nienależne pieniądze.

Wszystkie próby zabezpieczenia mienia, majątku, a nawet wolności realizowano wiedząc iż dzieje się to pod moją nieobecność w kraju, a w związku z tym prowadzono większość czynności z naruszeniem absolutnie wszystkich procedur – licząc że nikt nie skoordynuje sprzeciwu. Prokuratorzy w tym czasie pozostawali w stałym telefonicznym kontakcie ze mną domagając się jednocześnie pieniędzy za umorzenie postępowania, w którym nawet nie miałem okazji zapoznać się … z tym co jest mi zarzucane, a czego przez telefon podać przecież nie można… Nacisk na sprowadzenie mnie do kraju był tak duży że nie tylko nie można było powiedzieć mi o co jestem oskarżany, ale również zabroniono mojemu adwokatowi kopiowania akt sprawy, choć mógł je on czytać i sporządzać notatki.

Jedyna naiwność jednak, na którą prokuratorzy wówczas mogli jeszcze liczyć po mojej stronie, polegała na moim szczerym przekonaniu że to na pewno jakaś pomyłka, oraz że sprawę uda się od razu wyjaśnić. Naiwność ta jednak trwała jednak dość krótko… Skończyła się dokładnie propozycją korupcyjną, jaką policjanci wydziału do walki z przestępczością gospodarczą Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie przedstawili mojej b. żonie. Zgodnie z tą propozycją dowiedziałem się iż nie ma żadnego przestępstwa, a moja b. żona miała dopiero dostarczyć policji i prokuraturze „jakiś dowodów” na „jakieś przestępstwa”, które pozwoliłyby prokuraturze postawić mi „jakieś nowe zarzuty” w zamian za… „gwarancję” tego iż moja b. żona nie zostanie „wciągnięta w to” (postępowanie)… Propozycja na którą moja b. żona oczywiście nigdy się nie zgodziła, ponieważ nie mogła dostarczyć żadnych dowodów przeciwko mnie aby pomóc prokuraturze w oskarżaniu mnie o prowadzenie „ciemnych interesów” w zamian za uwolnienie się od niewiadomo-jakiej odpowiedzialności. Takie dowody po prostu nigdy nie istniały.

Pieniądze, początkowo sto kilkadziesiąt a ostatecznie ponad siedemset tysięcy złotych, których domagała się prokuratura w pierwszych rozmowach telefonicznych ze mną, miały być „przekazane” na rzecz ZARR S.A., nie wiadomo jak miały być wręczone, albowiem żadne prawo nie umożliwia przecież umorzenia postępowania karnego przeciwko komuś kto podobno złożył nierzetelny dokument, jeśli taka osoba zwróci pieniądze komuś kto rzekomo takim nierzetelnym dokumentem się posługuje. Jak się okazało później, i co zostało potwierdzone w trakcie postępowania sądowego – żadne pieniądze nigdy zwrócone do ZARR S.A. nie mogły być, albowiem nikt ich stamtąd nigdy nie pobierał i nikt nie miał prawa zatem tej agencji nic zwracać. Jedyne co wiadomo w kwestii „700 tysięcy pieniędzy ZARR” to że takie pieniądze właśnie stanowiły podstawę zwolnienia prezes ZARR S.A., która kierując agencją rzekomo straciła ponad 700 tysięcy i nie umiała przedstawić żadnego planu naprawczego. Dziurę w budżecie ZARR S.A. zarząd tej spółki ujawnił zresztą w 2015 r., ostatecznie zamykając budżet agencji „pod kreską” na kwotę …700 tysięcy złotych właśnie, o czym szczegółowo pisała Gazeta Wyborcza. link

Jak się zatem okazało całe postępowanie zostało zlecone. Prokuratura na polecenie całkowicie prywatnej spółki, jaką jest ZARR S.A. postawiła jednak zarzuty, choć faktycznie spieszono się tak z zarzutami że przed ich przedstawieniu prokuratura nie zdążyła sprawdzić czy zarzuty mają choćby teoretyczny cień uzasadnienia, o szansach w sądzie nie wspominając, albowiem w momencie stawiania zarzutów o składanie nierzetelnego dokumentu w projekcie nie dysponowała nawet dokumentacją projektu. Prokurator Agata Karwowska w tym postępowaniu uważali się jedynie za stronę czy narzędzie postępowania, wskazując iż to „urzędnicy” ZARR S.A. powinni się lepiej znać na zarzutach, jakie ona jedynie podpisuje. Faktycznie nie ma czegoś takiego jak „urzędnicy” ZARR S.A., albowiem reprezentują oni jedynie prywatny podmiot uprawniony do formalnej i faktycznej weryfikacji realizacji projektu, ale nie reprezentują żadnego urzędu, ani żadnego autorytetu w zakresie dysponowania środkami unijnymi. Prokuratorom nigdy nie udało się skonkretyzować zarzutów, mimo pisemnego wezwania:

Akta sprawy uzasadniają ten „drobny” brak dowodów na popełnienie przestępstwa faktem zacięcia się ksera w prokuraturze, która nawet nie potrafiła udostępnić akt postępowania które prowadziła, bo po prostu oprócz zarzutów nie miała żadnych dowodów. Zasadniczo oskarżono mnie zatem „na słowo”. Na słowo honoru, jakie prokurator Agata Karwowska najwyraźniej otrzymała od prezez ZARR S.A. Magdaleny Kotnis, iż takie dowody istnieją, nawet jeśli w momencie stawiania zarzutów nie było żadnej możliwości aby zweryfikować czy prezes Kotnis jest w ogóle kompetentna aby oceniać jakiekolwiek dowody, a także czy posiada jakąkolwiek wiedzę w zakresie prawa, czy rozliczania środków unijnych w szczególności.

Pismo pozostało bez odpowiedzi wówczas, ale dzisiaj wiadomo, że na dzień stawiania tak mocnych zarzutów, prokurator miał obowiązek dokładnie zebrać i skrupulatnie zweryfikować dowody przed stawianiem zarzutów, co wprost wynika z ustawowej funkcji prokuratury… Tymczasem nie podjęto nawet próby jakiegokolwiek zebrania czegokolwiek, o weryfikacji zarzutów nie wspominając… Faktycznie nie sprawdzono żadnej dokumentacji projektu, albowiem – jak wyjaśniła prokurator Agata Karwowska „oni mi kazali, bo ostatecznie to jest kwestia prawna, na której oni się najlepiej znają znają”. Tak zwani „oni” przekonali zatem Panią prokurator że są stroną jakiegoś przestępstwa, że potrzebują pieniędzy na szkody które ponieśli, a także obiecali (pisemnie, w aktach postępowania) dostarczyć dokumenty (jakie dostarczą w niesprecyzowanej w przyszłości) stanowiące dowody, na podstawie których stawiano zarzuty. Jak wiemy po czasie ostatecznie żadnych dokumentów „oni” nie przekazali, albowiem na przeszkodzie stanął … problem z ksero, który skrupulatnie omawiano telefonicznie – na linii prokurator Prokuratury Rejonowej Szczecin Śródmieście Agatą Karwowską i prezes Zachodniopomorskiej Agencji Rozwoju Regionalnego S.A. – Magdaleną Kotnis .

Ten sam problem jednak nie był aż tak istotny, aby zarzutów nie stawiać tylko z tego powodu że nie ma na podstawie czego… Prokurator nie przeczytała nawet jednego dokumentu spośród tysięcy złożonych do rozliczenia projektu, na podstawie, którego postawiła zarzuty, nie zweryfikowała żadnych podstaw prawnych oraz nie sprawdziła nawet co było pierwsze: oświadczenie które naruszało prawo, czy prawo które wprowadzono po złożeniu oświadczenia. Okazało się bowiem już przy pierwszym przesłuchaniu, że prokurator Agata Karwowska nie zna ani znaczenia oświadczeń składanych w projekcie, ani nawet treści oświadczeń, które złożono do projektu. Moim zdaniem bezmyślnie klepiąc zarzuty prokurator Karwowska zarzucała mi iż złożono nierzetelny (fałszywy) dokument w celu wyłudzenia dotacji – tylko dlatego że ktoś jej tak kazał. Na domiar złego już przy kolejnym przesłuchaniu zawiadamiający o przestępstwie wycofał się z zawiadomienia – twierdząc iż po przemyśleniu nie ma żadnego przestępstwa, o jakim mógłby zawiadomić. Ten jednak drobny fakt zmiany zeznań świadka Anny Płusy jednak wcale nie zniechęcił prokuratorów do stawiania zarzutów. Prokuratura nigdy nie odpowiedziała na pismo:

Jeżeli rzekomo poszkodowany informuje prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa, następnie prokurator stawia zarzuty, tylko po to żeby w kolejnym przesłuchaniu chwilę później rzekomo poszkodowany wycofał się z zawiadomienia, to w takiej sytuacji co najwyżej typowo przeprowadza się konfrontację, w celu zamknięcia postępowania. Prokuratura ma możliwość i obowiązek dochodzenia prawdy, w tym przypadku w drodze konfrontacji. Wniosek dowodowy o przeprowadzenie takiej konfrontacji jednak nigdy nie został zrealizowany, ponieważ prokuratorzy z góry wiedzieli o tym że jego realizacja zakończy się w sposób, który zakończy postępowanie, być może ośmieszy prokuratorów. Najwyraźniej jednak celem nie było wyjaśnienie całej sytuacji, a jedynie postawienie zarzutów.

Problem z kserem wystąpił zresztą od razu po stronie prokuratury, która nie potrafiła udostępnić mojemu adwokatowi akt sprawy przed pierwszym przesłuchaniem, albowiem zwyczajnie odmawiała mi podstawowego prawa podejrzanego do zapoznania się z aktami. Nieustępliwy adwokat przepisywał zatem akta własnym długopisem, zresztą w towarzystwie policji którą wezwała prokuratura. Dopiero kiedy doszło do przesłuchania to samo przesłuchanie w sprawie trwało dwa dni, ale nie trwało tak długo z tego powodu że było co wyjaśniać. Sprawa wyjaśniła się już w pierwszych minutach przesłuchania, jednak prokurator Karwowska potrzebowała wrócić do domu, gdzie miała sprawdzić w Internecie (i jak zakładam naradzić się telefonicznie ze swoimi zleceniodawcami napadu) i ustalić co faktycznie mówi dokument, który rzekomo poświadczyłem niezgodnie z prawdą, a co mówi dokładnie prawo na podstawie którego to rzekomo fałszywe oświadczenie ja podpisałem.

W nadzwyczajnym pośpiechu prokuratury wkradały się jednak bardzo liczne błędy, i nie sposób uniknąć również i tych kardynalnych. Z ciekawszych błędów prokuratura postanowiła wydać nakaz przeszukania żeby zrobić „kipisz” i zabezpieczyć dokumenty oraz komputery spółki. Problem polega jednak na tym że przeszukania dokonano w siedzibie spółki wskazanej w rejestrach wiele lat wcześniej, gdzie… w momencie gdy wparowała policja oczywiście mieściła się już inna firma… Następnie wydano nakaz przeszukania w nowej siedzibie firmy, gdzie spółka faktycznie nie urzędowała nigdy… Następnie zatem ktoś wpadł na pomysł aby dokonywać kolejnego przeszukania w miejscu wskazanym w rejestrze jako siedzibę przechowywania dokumentacji finansowej, ale pod tym adresem policjanci po prostu nie spotkali nikogo kto chciałby z nimi rozmawiać…

Z poważniejszych błędów jakie popełnia się w pośpiechu wiadomo, że gdyby w ogóle czytano dokumenty stanowiące jedyną podstawę zarzutów, to pewnie ustalono by, że wskazane spółki zupełnie inaczej się nazywają niż ustalono w pisemnych zarzutach, a także w trakcie wielomiesięcznej pracy nad pisemnym ich uzasadnieniem, a przede wszystkim – gdzieś po drodze może i przeczytano by faktyczną treść oświadczenia, które mówiło kompletnie co innego niż zapisano jako podstawę uzasadnienia zarzutów… Pośpiech w postępowaniu prok. Karwowskiej powodował nawarstwianie się błędy logiczne, prawne, pisarskie. Dlaczego postępowanie prowadzono w takim pośpiechu bez zważania na błędy, które były zresztą pisemnie wskazywane? A może po prostu nikomu nie zależało na tym żeby znaleźć przestępstwo, ale jedynie pokazać zleceniodawcą z jak wielkim zaangażowaniem jest ono prowadzone?

Faktycznie postępowania nie prowadzono na dokumentach. Pisemne zawiadomienie, podpisane przez prezes ZARR Magdalenę Kotnis, od początku faktycznie dogadywane było jedynie telefonicznie z prokurator Agatą Karwowską z Prokuratury Rejonowej Szczecin-Śródmieście. Postępowanie prowadzono „na gębę” na zasadzie „jedna Pani drugiej Pani”, tj. bez kompletu podstawowych dokumentów stanowiących podstawę podejrzenia, ani jakichkolwiek innych dowodów na poparcie postawionego zarzutu. Jak wynika z akt postępowania, próbowano zarzucić zarówno to że złożono fałszywe oświadczenie o braku powiązań osobowo kapitałowych, a w sytuacji gdy oświadczenie to stało i tak w sprzeczności z innymi złożonymi oświadczeniami o istnieniu innych powiązań osobowo kapitałowych, jakie złożono – próbowano zarzucić w tym postępowaniu również fałszywe „nie-złożenie” oświadczenia braku istnienia powiązań kapitałowo osobowych… Na kanwie tego ostatniego lata później zostanie sformułowana zresztą kolejna seria zarzutów.

Ja wówczas nawet nie miałem jak uczestniczyć w absurdalnym fabrykowaniu zarzutów przeciwko mnie. Nikt nie wzywał mnie do złożenia jakichkolwiek wyjaśnień, nikt nie prosił o żadne dokumenty, ale też nikt nie pozwolił mi nawet na uzyskanie kopii akt. Wszystko co mogłem zrobić w tej sprawie było zrobione już po fakcie postawienia zarzutów, co budziło poczucie krzywdy jaką taka kolejność postępowania wyrządzi z kolei wielu osobom. Wszystkie wyjaśnienia składałem już jako osoba podejrzana, tj. po postawieniu mi zarzutów – dobrowolnie i na swój wniosek. Aby składać wyjaśnienia musiałem wyjechać do obcego mi kraju, pod zagrożeniem sprowadzenia mnie siłą – odpowiadając na absurdalne zarzuty po przejechaniu trzech tysięcy kilometrów z miejsca swojego zamieszkania, gdzie zostawiłem pracę, mieszkanie, partnerkę i przyjaciół.

Wszystkie dokumenty i dowody na potwierdzenie swojej niewinności w tamtym czasie zanosiłem samodzielnie składając kilkanaście do kilkudziesięciu wniosków dowodowych w czasie kiedy mógłbym zajmować się swoją spółką, którą musiałem w tej sytuacji porzucić wraz z klientami, którzy znajdowali się trzy tysiące kilometrów dalej. Pozwolenie na wgląd w akta uzyskałem dopiero po tym gdy do prokuratury stawiłem się osobiście i po tym jak złożyłem wyjaśnienia. Wyjaśnienia miałem prawo złożyć dopiero po tym, kiedy przedstawiono mi już gotowy dokument opisujący zarzut rzekomego przestępstwa. W ten sposób faktycznie niczego nie dało się wyjaśnić, albowiem jak wyjaśniono mi w prokuraturze – postępowanie w tym momencie prowadzone „jest honorowo”… Jaki jest jednak honor prokuratury, która stawia zarzuty wiedząc że są nietrafione?

Okazało się jednocześnie że moje wyjaśnienia nie miały zatem żadnego wpływu na to co mi się zarzuca, a wszystkie wnioski dowodowe potwierdzające niewinność i absurdalność zarzutów – trafiły z automatu do kosza. Postawienie zarzutów przed zebraniem dowodów i wyjaśnień to błąd prokuratury, którego nie dało się poprawić, nawet jeśli prokurator na tym etapie postawienia zarzutów zorientowała się, że popełniła błąd. Niestety również i Pani prokurator ma nad sobą szefa, a szef ją do czegoś przecież zobowiązał, o czym zostałem poinformowany jedynie zdawkowo poza protokołem… Okazało się bowiem już na pierwszym przesłuchaniu iż tylko ja znałem treść rzekomo nierzetelnego oświadczenia, a prokurator nie. Po zajrzeniu w dokumenty, jakie przedstawiłem podczas przesłuchania okazało się bowiem, że to ja pamiętam treść rzekomo nierzetelnego oświadczenia lepiej 🙂

Mikro spółka nie wytrzymała próby postępowania, albowiem w tamtym czasie składała się jedynie z trzech biurek, trzech krzeseł i trzech komputerów. Postępowanie prokuratury zmierzające do odzyskania środków utraconych przez ZARR S.A. wiązało się z tym że musiałem porzucić trwające pracę nad projektami klientów spółki, angażując się w postępowanie w zupełnie obcym kraju, co nierozerwalnie wiązało się z utratą konkurencyjności, a następnie upadłością mojej spółki (Zagozda sp. z o.o. link) . Spółka w tamtym czasie straciła znaczną część dochodów, ponieważ mój wyjazd oznaczał brak wykonywania pracy na rzecz kluczowych klientów, których obsługiwaliśmy w kilku pracowników koordynowanych przeze mnie z Malty. Postępowanie zachwiało stabilnością finansową spółki i postawiło ją w sytuacji opisanej w kodeksie spółek handlowych jako obowiązkowa do złożenia wniosku o upadłość – niezależnie od przyszłości oskarżenia czy dalszego postępowania karnego.

Angażując się w postępowanie okazało się że jakichkolwiek dokumentów nie podważano by rozważając różne wersje zmiany zarzutów – wszystkie okazywały się (również ku mojemu zaskoczeniu) że są rzetelne, a także każdy indywidualnie kilkukrotnie sprawdzony, wewnętrznie, a także niezależnie sprawdzany kolejno przez ZARR a następnie PARP – i każdy zaakceptowany. Według zeznań wszystkich ówczesnych pracowników mojej spółki, których prokuratura kolejno wzywała do składania zeznań obciążających zarząd – spółka działała z poszanowaniem każdego aspektu prawa dotyczącego działalności spółki. Mimo to spółka jednak nie była w stanie funkcjonować w sytuacji, gdy pracownicy wymówili swoje obowiązki w związku z postawieniem zarządu pod tak ciężkimi zarzutami, a także w sytuacji gdy zarząd zajmował się absurdami prokuratury, a nie klientami.

Na pewnym etapie moje osobiste zaangażowanie w postępowanie prokuratury było konieczne, albowiem prokuratura bezprawnie zupełnie i bez uzasadnienia odmówiła mojemu adwokatowi (substytutowi) wykonywania dla mnie kopii akt postępowania przeciwko mnie zmuszając mnie do porzucenia mojego kraju, spraw spółki i osobistego przyjazdu, co było warunkiem pozostawienia mnie na wolności – pod warunkiem iż będę do dyspozycji prokuratury i osiągalny pod adresem na terenie kraju. Jak wskazała prokurator, w odpowiedzi na wniosek o przesłanie mi kopii akt, kopię akt mojego postępowania otrzymam tylko w przypadku „mojego osobistego stawiennictwa otrzymam możliwość przeglądania akt” (cytat dosłowny). Ja zatem musiałem wybierać pomiędzy postępowaniem prokuratury, a prowadzeniem biznesu.

Może z poczucia uczciwości, a może z powodu obawy o własną wolność, a na pewno z naiwności – zająłem się wyjaśnianiem absurdalnych zarzutów, a kiedy skończyłem wyjaśnianie minęło kilka miesięcy. Klienci wypowiedzieli spółce umowy, a moja spółka znajdowała się w stanie upadłości. Ja nie miałem już do czego wracać. Ten wybór sam w sobie był pozorny, albowiem gdybym nie zajął się postępowaniem prokuratury, najpewniej spróbowałaby ona sprowadzić mnie do kraju pod przymusem, a następnie zamknięto. Zgodnie z pouczeniem – podejrzany, nawet jeśli wówczas nie zastosowano żadnych środków, ma obowiązek stawiania się w prokuraturze na każde wezwanie w ciągu siedmiu dni. W przypadku Malty samoloty nie latają na tyle często aby to się udało, o zsynchronizowaniu podjęcia i wykonania wezwania z terminem lotów – nie wspominając.

Co istotne, ja w pismach kierowanych do prokuratury i ZARR S.A. ostrzegałem zresztą bardzo wyraźnie w tamtym czasie, że eskalowanie konfliktu gospodarczego na postępowanie prokuratorskie, a także wszczynanie i kontynuowanie tego postępowania już od momentu mojego zaangażowania oznaczało utratę zdolności operacyjnych spółki, sprawowania możliwości kontroli nad spółką, a nadto w konsekwencji nieuchronnie wiązać się będzie z koniecznością złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości spółki. Ostrzeżenia kierowałem oczywiście pisemnie (do ZARR i prokuratury), wskazując jedyne możliwe konsekwencje, a konsekwencje te zresztą wynikały z zapisanych oficjalnych instrukcjach zarządu. Zarówno prokuratura, jak i ZARR S.A. (a także Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości) zostały dokładnie poinformowane iż wszczęcie i kontynuowanie postępowania karnego w sposób instrumentalny doprowadzi do upadłości spółkę, a także narazi na straty klientów spółki i tysiące użytkowników jej usług.

Prywatnie natomiast rozstałem się wówczas z moją partnerką – częściowo z uwagi na to, że mój świat stanął w obliczu zagrożenia, a ja znajdowałem się w złym stanie. Dziwnym zbiegiem okoliczności czynnościom prokuratury towarzyszyły kontrole w spółce prowadzone przez wszystkie możliwe organy. Kontrole w prowadzono w spółce w sposób bezprawny zresztą, tj. w sposób jednoczesny przez: Urząd Skarbowego, Inspekcję Pracy, Zakład Ubezpieczeń i prokuraturę (wszystkie w jednym czasie). Jak się później okazało z bardzo dziwnego powodu tak mała spółka kontrolowana była również przez oficerów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz agentów Centralnego Biura Śledczego, o czym dowiedziałem się jednak lata później dopiero z różnych akt, w których znalazłem zapytania jakie spływały do postępowania od służb. Od tego momentu całe postępowanie zamienia się w sytuację znaną nam wszystkim z „Procesu” Kafki, tj. choć wszystkie zarzuty odpadły, to pozostał oskarżony – nawet jeśli na tamtym etapie trudno byłoby komukolwiek wyjaśnić o co oskarżony jest oskarżony.

Co istotne w tym postępowaniu 359/14 prokuratura ostatecznie nigdy nawet nie przesłała aktu oskarżenia do sądu… Prokuratorzy zwyczajnie wstydzili się pokazać tego, co sama zapisała w jego treści, ponieważ wiedzieli że zarzut był niewłaściwy, o czym wiedzieli zresztą ode mnie… W tym postępowaniu stawianie zarzutów przedłożenia fałszywego dokumentu, którego prokuratura nawet nie znała w momencie stawiania zarzutów, wskazuje na bolszewickie uzasadnienie postępowania i stalinowskie metody zastosowane w tym postępowaniu i jest kompletnie bezprawne w obecnym porządku prawnym. Jeżeli prokuratura zaczęłaby od przesłuchania mnie, a nie od stawiania zarzutów, to nigdy nie postawiłaby błędnych zarzutów. Jeżeli jednak zarzuty postawiono, zawsze można było wnieść akt do sądu, a następnie od razu wycofać się z oskarżenia. Jeżeli jednak postawiono zarzuty, a następnie próbowano je zmienić przez tyle na tak wiele sposobów oraz przy zaangażowaniu Prokuratury Okręgowej oraz Prokuratury Regionalnej – zawsze bez rezultatu – to postępowanie oczywiście toczyło się już o źle rozumiany honor prokuratury.

W momencie gdy prokuratura zorientowała się, że oskarżyła człowieka o naruszenie prawa w okresie, w którym to prawo jeszcze nie istniało, rozpoczęło się „cwaniakowanie”: zmykanie po prokuratorskich korytarzach przed prawnikami, zamykanie się prokuratorów w swoich kanciapach i udawanie nieobecności w gabinetach, odkładanie telefonów po usłyszeniu nazwiska rozmówcy i wiele innych zachowań znanych rodzicom dzieci w wieku przedszkolnym. Wydawało by się że wstyd powstrzyma prokuratorów od wszczynania kolejnych postępowań, stawiania kolejnych zarzutów przed przesłuchaniem kogokolwiek. Tymczasem w tym samym czasie gdy prokuratorzy sami wiedzieli iż wszczęli postępowanie bezpodstawnie, pozostało im przerzucanie postępowania do wyższych instancji prokuratury, ale także zastraszanie oskarżonych i świadków: zabezpieczeniem mienia, wciągnięciem w postępowanie. Próbowano zastraszyć pracowników spółki, a nawet członków mojej rodziny – zmusić do złożenia obciążających zeznań, podsłuchiwać rozmowy i przechwytywać korespondencję – wszystko jedynie po to aby jeszcze prędzej znaleźć nowe zarzuty, które można by wstawić w miejsce tych które już postawiono, ale wszyscy wiedzieliśmy że bezpodstawnie.

Co ciekawe, jak tylko prokuratorzy zorientowali się co do błędu, natychmiast zawieszono postępowania na lata i zwrócono się do wyższych instancji prokuratury z prośbą o pomoc z uwagi na rzekome braki możliwości dochodzeniowo-śledczych, a także rzekomą rozwojowość postępowania, które zasadniczo… stało w miejscu. W sytuacji gdy postępowanie zawieszono przed zrealizowaniem zgłoszonych przez podejrzanego wniosków dowodowych, kontynuowanie postepowania w sytuacji braku dowodów przestępstwa, oczywistej pomyłki i zagrożenia wyrządzeniem szkód w majątku spółki i zabezpieczonych nieruchomościach – wskazuje że mieliśmy do czynienia z postępowaniem rabunkowym. Kodeks postępowania karnego zabrania wręcz prób zabezpieczenia jakichkolwiek dowodów w momencie gdy postępowanie jest zawieszone. Jednak ani zwyczajna logika, ani kodeks postępowania karnego nie zafunkcjonowały najwidoczniej w przypadku zdeterminowanych prokuratorów działających na zasadzie „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie” żadne zasady nie mają priorytetu. Prokuratura postępowała tak, jakby im więcej paragrafów jednak nie udało się znaleźć, a także im więcej z nich po prostu nie pasowało do wymyślonych zarzutów, tym gorzej dla paragrafów.

W sytuacji gdy jednak pomoc w dopasowaniu paragrafów do podejrzanego nie nadchodziła, i ani prokuratura okręgowa, ani nawet prokuratura regionalna – załamywały ręce, postanowiono zwrócić się o pomoc w stawianiu zarzutów do organów międzynarodowych. Zaangażowane instancje prokuratury zwróciły się do Komisji Europejskiej, a konkretnie do Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania nadużyć Finansowych (OLAF) – wskazując iż podejrzewane przestępstwa tak niewielkiej spółki mają wpływ nie tylko na toczące się postępowanie, ale stanowią również zagrożenie dla interesów państwowych, a także stanowią zagrożenie dla finansów całej Unii Europejskiej… Bezprawność całego postępowania polega już na wstępnie na tym, że mimo postawiono tak mocne zarzuty, nigdy nie przekazano aktu oskarżenia do sądu, a jedynie przerzucano je między kolejnymi stopniami prokuratury. Wskazuje to, że całe postępowanie wywołano jedynie w celu wyrządzenia mi osobistej krzywdy majątkowej i osobistej. Konkretnie, sama długość postępowania miała na celu wyrządzenie krzywdy, albowiem pozostawienie mnie pod zarzutami przez tak długi okres czasu samo w sobie musiało wyrządzać krzywdę osobistą, jak również blokować moją działalność gospodarczą.

Procedura karna w żadnym cywilizowanym kraju nie zna procedury stawiania zarzutów, zabezpieczania mienia i prób ograniczenia wolności, których następnie nie poddaje się ocenie sądu… Postawienie zarzutów musi kończyć się postępowaniem przed sądem, wraz z oceną zastosowanych środków zabezpieczających. Prokuratura nie chciała jednak w tym przypadku przesłać aktu oskarżenia do sądu, ponieważ już w trakcie prok. Karwowska otrzymała dokumenty, o nierzetelność których mnie oskarżyła, zestawiła z moimi wyjaśnieniami i zorientowała się że… zarzuty są pozbawione sensu i logiki, a także zwyczajnie sprzeczne z faktycznymi dokumentami. Takich zarzutów po prostu wstyd komukolwiek pokazywać, nie wspominając o tym że najpewniej nie wytrzymałyby kwadransa w niezawisłym sądzie. W tej sytuacji nawet po przedstawieniu zarzutów prokuratura kierując się zwykłym wstydem, nawet w końcu zezwalając przeglądanie akt postępowania i zgromadzonych przeciwko mnie „dowodów”, długo jeszcze odmawiała sporządzenia fotokopii link mojemu adwokatowi w obawie że tak świetnie udokumentowany błąd prokuratury po prostu się rozejdzie po wielu osobach, co zresztą było słuszną obawą, a czego dowodzi niniejsza publikacja… Dopiero jednak w moich bezpośrednich rozmowach prokurator Karwowska wprost tłumaczyła mi, iż „wszyscy wiedzą iż to (postępowanie) był błąd”, a brak prawa do wcześniejszego uzyskania dokumentów sprawy tłumaczyła iż sprawę schować w obawie przed publikacją materiałów i spektakularną kompromitacją poczynań prokuratury.

W kuriozalnej sytuacji prokurator Karwowska odmawiała nawet możliwości kopiowania akt, choć prawo do kopii akt sprawy właśnie to elementarne prawo podejrzanego, jakie zapisano czarno na białym w pisemnym pouczeniu o prawach podejrzanego, jakie przecież … wręczono mi osobiście i odczytano, co ja z kolei podpisałem. Próbując ściągnąć mnie do kraju „na zachętę” oferując dostęp do akt mi osobiście, prokuratura nie odmawiała mojemu adwokatowi dostępu do czytania akt sprawy z możliwością ich oglądania, choć w niespotykany w żadnym postępowaniu sposób – nad czynnością przeglądania akt w prokuraturze czuwał osobiście policjant – tak aby nikt nie skopiował i nie pokazał akt mi osobiście albo innym prawnikom, którzy czytali to później zresztą ze zdziwieniem, pukając się w czoło. Pomimo natychmiastowego zawieszenia postępowania prokuratura, dopiero po jego zawieszeniu zaczęła dopiero zbierać dowody na uprawdopodobnienie już zarzuconych mi czynów, jakie przecież prokuratura przekazała mi pisemnie nie posiadając nawet żadnych dowodów na to że mogły w ogóle mieć miejsce…

Pozyskiwanie dowodów po zawieszeniu postępowania jest zresztą wprost zabronione w kodeksie karnym, ponieważ to technika stalinowska, o czym prokurator powinna wiedzieć doskonale i zapewne doskonale zdawała sobie z tego sprawę… Po moim przesłuchaniu stało się jasne iż prok. Karwowska dała się wmieszać w fałszywe zarzuty i rozgrywkę, którą kontrolowali jej przełożeni. Postępowanie zatem zawieszono tak szybko, że ostatecznie żadnych dowodów w tym postępowaniu i tymi zarzutami nie udało się nigdy zebrać. Postępowanie zawieszono na lata, a moje wnioski dowodowe do postawionych zarzutów trafiły „do rozpoznania”, tzn. nigdzie albowiem postępowanie zaliczyło dzwona i w pokręconej logice honoru prokuratorów musiało teraz przybrać zupełnie nowy kierunek. Niestety mijające lata wbijały mnie jedynie w długi i wątpliwości, a wnioski o stwierdzenie przewlekłości pozornie zawieszonego postępowania pozostały bez pozytywnego rozpoznania.

Sąd skupiając się na samej „przewlekłości” wskazywał, iż nawet po latach zawieszenia przewlekłości stwierdzić się nie da, skoro „prokuratura wkrótce przystąpi do realizacji wniosków dowodowych” na potwierdzenie …postawionych już przecież zarzutów. Otóż tych obiecanych przez sąd wniosków dowodowych prokuratura nigdy nie zrealizowała, a zatem niczego pokazano, bo nie było co pokazywać. Prokuratura bardzo szybko zorientowała się, że w tym postępowaniu zwyczajnie zaliczyła „wielkiego dzwona”. Została z zarzutami stając na golasa – bez żadnych dowodów na poparcie zarzucanych mi przestępstw, a wiedząc że skierowała aż trzy postanowienia o zabezpieczeniu mienia w moich mieszkaniach bezskutecznie – wiedziała iż żadnych dowodów już nie zabezpieczy… Prokuratura wiedząc że nie ma żadnych dowodów, a żadnych wniosków dowodowych na okoliczność zaprzeczenia tezom oskarżenia nie zamierzała przeprowadzić. Prokuratura niezależnie od sytuacji w jakiej się znalazła absolutnie była zobowiązana przedstawić akt oskarżenia do sądu, skoro przedstawiła mi zarzuty. W tej sytuacji prokuratura po jednak wybrała prostu nigdy nie zakończyć sprawy PR 2 Ds 359/14.

Zamiast tego prokuratura dopiero w odpowiedzi na wniosek o stwierdzenie przewlekłości… zapowiedziała wzmożenie sił i środków i wznowienie jakiegoś nowego postępowania z jakimiś nowymi zarzutami, ponieważ jak sam usłyszałem w prokuraturze: „dla prokuratury jest to teraz sprawa honorowa”… Jeśli jest honorowa, to ja pytam jak wygląda honor prokuratury, skoro sprowadza się on do honorowego poszukiwania paragrafu na człowieka, co jest już nawet nie tyle bolszewickim zamachem na mienie prywatne, co wprost techniką z najciemniejszych czasów stalinowskich. Rozumiem że „sprawa honorowa” polega na tym że skoro sprawa miała już konkretnego oskarżonego, to w tej sytuacji trzeba było jedynie znaleźć jakiekolwiek nowe dowody jakiegokolwiek nowego przestępstwa, aby prokuratura mogła wyjść z twarzą, a także uniknąć zagrożenia wypłatą sporego odszkodowania. Jak wyglądało wzmożenie sił i środków? Podliczając wszelkie konsekwencje, prokurator Karwowska wybrała sprawę eskalować do swoich przełożonych, gdzie prosiła o udzielenie pomocy jednostki wyższego szczebla. Mając wiedzę iż postępowanie prowadzi się w wyniku błędu prokurator zobowiązany do stania na straży praworządności i zakończyć postępowanie, a prosi o udzielenie pomocy? Pomocy w czym?

Zamiast honorowo zakończyć postępowanie jego zamknięciem i odszkodowaniem, prokuratura zaangażowała prokuraturę okręgową, a ta z kolei prokuraturę regionalną. W ten sposób całość zaczęła faktycznie rozszerzać o teorie, które sama uzasadniała rzekomym spiskiem. Słowo „spisek” dopiero w kolejnym postępowaniu pada w materiałach prokuratury powstałych w tamtym okresie, jako uzasadnienie postawienia zarzutów trzem osobom w kolejnym postępowaniu, bo „spisek” wymaga „zmowy”), co już było kontynuacją osobnego nieudanego napadu prokuratury na spółkę i jej niewinnych pracowników, o czym w dalszej części tutaj: link.

Zmiana zarzutów na spisek, czyli „zmowę” oznacza jednak znacznie wyższe konsekwencje i zagrożenie znacznie dłuższym wyrokiem więzienia. Do tego jednak trzeba było jednak od początku wymyślić jakieś przestępstwo, które może popełnić grupa przestępcza. W takie wyobrażenia o przestępstwie wpleść jakąś grupę osób i z tego już można ulepić teorię o „działaniu wspólnie i w porozumieniu”, a zatem w spisku. To jedyna droga jaką mogła w tej sytuacji wybrać prokuratura w sytuacji orzeczenia sądu który zobowiązał ją do przeprowadzenia wniosków dowodowych. Tylko w przypadku zmiany zarzutów tych wniosków dowodowych jakie nakazał przeprowadzić sąd w tak skręconym postępowaniu nie było sensu realizować nakazu sądu i tych wniosków przeprowadzać. Jedynie zmiana zarzutów pozwalała prokuraturze uniknąć nałożonego na prokuraturę przez sąd obowiązku zebrania dowodów braku na potwierdzenie już postawionych zarzutów. Można powiedzieć że to bezprawna wersja kodeksowej „zmiany tematu”, czyli popularnej techniki wychodzenia z opresji, kiedy wszyscy wiedzą że dalej brnąć nie można.

Choć prokuratura ostatecznie w tym postępowaniu nigdy nie wniosła aktu oskarżenia do sądu (a nawet gdyby wniosła, to pewnie by go ekspresowo przegrała) to bezzasadne oskarżenie zostało prawomocnie zatrzymane dopiero pięć lat po przedstawieniu zarzutów… do tego aktu oskarżenia, jakiego nigdy nie wniesiono pobocznie odniósł się Sąd Okręgowy dopiero w trakcie prowadzenia kolejnego postępowania prokuratury na etapie sprawy sądowej, czyniąc z niego pewien temat poboczny i rozprawiając się z nim przy okazji, a mimo sprzeciwu prokuratorów. Otóż zarzut postawiony w ramach postępowania 2 Ds 359/14, czyli składania fałszywego oświadczenia celem doprowadzenia ZARR S.A. do niekorzystnego rozporządzenia mieniem rozstrzygnięto przy okazji postanowieniem Przewodniczącego Sądu Okręgowego w Szczecinie, który zwrócił uwagę, iż postępowanie wytoczone przez prokuraturę nawet nie może mogło by być rozpatrywane przez sąd i nie mogło by być przedmiotem żadnego wyroku… Jak bardzo absurdalne muszą być zarzuty żeby nie nadawały się do sądu i sąd nie mógł ich rozstrzygnąć, odsyłam już do akt kolejnego postępowania.

Wyjaśnię jedynie iż według sądu do zarzucanego przestępstwa nigdy nie mogło nawet dojść i sąd nie ma co w tej sprawie rozstrzygać, albowiem ZARR S.A. nie mogła zostać wprowadzona w błąd takim lub innym oświadczeniem składanym w trakcie realizacji jakiejkolwiek umowy, albowiem ZARR S.A. po latach przysłała pismo iż tak naprawdę nigdy nie była stroną żadnej umowy… Według sądu, skoro nie istniała umowa wiążąca moją spółkę z tą instytucją, a zatem ja podpisując w imieniu jakiejkolwiek spółki rzekomo nierzetelne oświadczenie nie mogłem być sprawcą takiego przestępstwa, jakie mi zarzucono. To właśnie istnienie tego przestępstwa dla prokuratury jeszcze wcześniej było pewne ponad wszelką wątpliwość, a dla prawa i sądu całkowicie niemożliwe w stopniu uzasadniającym właśnie takie rozstrzygnięcie zakończenie postępowania… W każdym normalnym kraju opuszczenia sali sądowej przez pokrzywdzonego (lub jego pełnomocnika) na polecenie sądu oznacza zakończenie postępowania karnego na korzyść oskarżonego z racji braku pokrzywdzonego wskazanego w akcie oskarżenia, bo kodeks wymaga wskazania jakiegoś pokrzywdzonego. Prokuratura wiedząc o takim obowiązku jednak nie złożyła broni i zapowiedziała podstawienie nowego pokrzywdzonego.

Co najbardziej zabawne, że nawet jeśli prokuraturze udałoby się wskazać pokrzywdzonego przestępstwem, to i tak nie było jak jego w tej sytuacji udowodnić. Wbrew wymysłom prokuratury, a zgodnie z zeznaniami wszystkich świadków, treścią i znaczeniem dokumentu – oświadczenie stanowiące rzekomy dowód rzekomego przestępstwa – od początku zawsze składane było w imieniu osoby spółki, a nie w imieniu osoby prezesa, zatem już tylko z tego powodu prokuratura zaliczyła by przegraną tego postępowania. Prokuratura nawet po pierwszych przesłuchaniach zajęła jednak nietypowe stanowisko – kompletnie nie rozumiejąc i dyskutując z istotą systemu kapitalistycznego oraz wynikającej z niego podmiotowości prawnej spółek prawa handlowego. Prokuratorzy dyskutowali nawet z przedstawicielami pokrzywdzonego, który jasno zeznał do akt sprawy iż żadnego przestępstwa, o jakim zawiadamiał – ostatecznie nie było (w imieniu pokrzywdzonego Anna Płusa zeznała do akt iż: w świetle okazanego jej dokumentu oświadczenia „oświadczenie to nie było fałszywe”). Według stanowiska prokuratury, trzeba przyjąć interpretację socjalistyczną nad interpretację kapitalistyczną, w której spółki to ludzie, bo ludzie podejmują decyzję (taka interpretacja jest powszechna w systemach socjalistycznych). Więcej na temat tej koncepcji prokuratura napisze również w odwołaniu od kolejnego postępowania.

Pomniejszych, choć istotnych powodów dla których zarzuty były niezasadne było zresztą więcej, albowiem oprócz tego że w aktach postępowania nic się nie zgadzało, to zgadzało się to że prawo nie działa wstecz. Faktycznie okazało się że zarzucono mi przestępstwo składania nierzetelnego oświadczenia w myśl ustawy, która powstała… dopiero po tym jak oświadczenie podpisano. Prokuraturę również z innych powodów nie zawiodły kompetencje, ale umiejętność czytania, choć nawet w świetle odkrycia tego absurdu prokurator zapowiedział iż fakt iż prawo nie działa wstecz – nie zmienia stanowiska prokuratury w sprawie oskarżenia. Jak się okazało bowiem na dole oświadczenia urząd wydający wzór tego oświadczenia dopisał bowiem iż dotyczy one podmiotów wybranych po dacie nowelizacji ustawy o PARP, a zatem w przypadku tego konkretnego rzekomo nierzetelnego oświadczenia jakie ujawniono w sądzie – oświadczenie to nie dotyczyło Taskscape Ltd, która wybrana była wcześniej, tj. przed wprowadzaniem prawa zakazującego rzekomo wybór tej firmy przez Zagozda sp. z o.o.

Nie miało znaczenia zatem ani w imieniu kogo podpisano oświadczenie, ani na szkodę kogo wystąpiło rzekome przestępstwo, a to że oświadczenie sprzeczne jedynie z ustawą, którą wprowadzono … po sporządzeniu, po podpisaniu i po złożeniu oświadczenia. Miało znaczenie to że oświadczenie o „braku powiązań” nie dotyczyło i nie mogło dotyczyć spółki, która według mnie i tak według żadnej ustawy i tak nie spełniała żadnych kryteriów spółki powiązanej. Prokuratura tłumaczyła mi co prawda, iż rozumie że nie ma tu przestępstwa, bo przecież „prawo nie działa wstecz”, ale… „interpretacja prawa już tak”… Takie uzasadnienia tak ciężkich zarzutów, za które ktoś ma pójść siedzieć – mogą sprzedawać jedynie debile debilom, natomiast żaden cywilizowany sąd oczywiście nie uzna prawa które nie działa wstecz, ani tym bardziej takiego interpretowania prawa które działa wstecz. Nikogo nie da się skazać tylko dlatego że czyjaś błędna interpretacja jasnego zapisu ustawy działa według kogoś wstecz. Wstecz prawo mogło by działać z uwagi na działanie wstecz interpretacji jakiegoś prawa przez prokuratora, który koniecznie chce wytworzyć pozory przestępstwa, którego po prostu nie było…

Ciekawe, że sądowi wystarczyło przejrzenie jednego dokumentu, aby na jednym posiedzeniu stwierdzić, że w samej tylko kwestii nierzetelnego oświadczenia prokuratura błędnie wskazała pokrzywdzonego, a z takim błędem zarzuty nie mogły być nawet postawione, nie wspominając o braku możliwości kontynuowania postępowania karnego przed sądem… Postępowanie i sprawa sądowa trwały jednak kolejne lata, albowiem prokuratura wznowiła postępowanie sprowadzeniem nowych zmyślonych dowodów, a także zupełnie nowego przestępstwa, z nowym rzekomo pokrzywdzonym. W sytuacji odrzucenia ZARR jako pokrzywdzonego – prokuratura zobowiązała się i sprowadziła nawet nowego „pokrzywdzonego”. Prokuratorzy się zmienili, a prokuratura zdecydowała się kontynuowanie zupełnie nowego i jeszcze bardziej obłąkanego postępowania Pr Ds 2078-2017 linkw którym sięgnięto już nie tylko po metody bezprawne, które tutaj nie zadziałały, ale techniki wprost stalinowskie.


Postępowanie prokuratorskie zakończył Sąd Okręgowy w Szczecinie – wyrokiem uniewinniającym: https://panstwomafijne.pl/wyrok-ii-k-109-18/

0 Comments

Leave Your Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

*