instagram

Czasami trzeba poczekać

Niekiedy nie mija pięć sekund, jak granat, który przeciwnik rzuca – wybucha jemu w rękach. Niekiedy jednak trzeba trochę więcej cierpliwości żeby to zobaczyć. Sam nie jestem dumny z tego spostrzeżenia, ale w jakiś sposób cieszę się na tej samej zasadzie jak ktoś kto strzela odpowiedź w milionerach za 500 zł trafia, choć wie że nie świadczy to o nim dobrze.

Historycznie patrząc, jeżeli wybierasz bezpiecznie, unikasz konsekwencji i najczęściej wybierasz odsunąć się i sobie poczekać. Jak wielu, którzy coś próbują osiągnąć, również i ja nie jestem wolny od zawiści. Podobnie jak inni, miałem w życiu wiele sytuacji, gdy pewnym zamachem lub choćby podstępem próbowano odebrać coś na co naprawdę skrupulatnie pracowałem. Z tych wszystkich sytuacji są takie historie, których wyjaśnienie przekracza pojemność tego bloga, ale są też i takie historie, które osobno dobrze pamiętam z 2011 i 2017 r.

Dzisiaj, niemal dokładnie jak w zegarku, konkluduje się historia z 2017 r. Człowiek, który kandydował na moje stanowisko kiedy ja je wcześniej otrzymywałem, a którego ja budowałem i wspierałem nie wiedząc o jego zawiści, chamskim podstępem i manipulacją w 2017 r. próbował mi je odebrać. Próbował wprost na tyle bezczelnie, że oddałem je jemu przed rozlewem krwi. Podobnie jak w każdej baśniowej telenoweli, ja jestem tym który ma więcej do stracenia, zatem jestem również i tym którego atakuje się w pierwszej kolejności. Jak w każdej strategii atakujący liczy na to, że zachowam się tak jak każdy kto może stracić.

Podobnie jak w 2011 r., również i w 2017 r. ja z moją partnerką spodziewaliśmy się dziecka, zatem w szczególności znalazłem się w tej sytuacji, w której atakuje się silniejszego gdy ten będzie podejmował decyzje o walce lub ustępstwie. Nikt nie chce rewolucji przed narodzinami dziecka, zatem dla ludzi podłych jest to najlepszy moment na atak i bunt, bo nie będzie żadnego innego momentu, w którym rodzina potrzebuje stabilności. Jak można było zatem przewidzieć, nie chciałem oglądać krwawego rozstrzygnięcia – niezależnie od tego kto w tym przypadku miałby się wykrwawić, jeśli faktycznie doszło by do konfrontacji. Podobnie jak w 2011 r., tak i w 2017 r. wiedziałem w jakiej sytuacji jestem i oczywiście miałem plany, w tym i takie na różne scenariusze.

Zamiast konfrontacji wybrałem to, co decyduje o wszystkich moich wyborach w całym moim dorosłym życiu. Być może błędnie, ale w całym dorosłym życiu uważam że mam więcej do stracenia niż do zyskania. Wybrałem zatem zrobić krok w bok, wybierając ścieżkę, która okazała się dla mnie znacznie bardziej rozwojowa, ciekawa, i dochodowa. Jednocześnie kwestię konfliktu pozostawiłem na boku czekając aż rozstrzygnie się sama. Dzisiaj kariera mojego ówczesnego oponenta z 2017 r. kończy się z hukiem. Jeżeli tylko na stanowisku jemu zależało to kończy się ona degradacją z lidera zespołu do zwykłego jej członka – coś co nie powinno mieć miejsca w przypadku żadnej kariery, oprócz takiej która kończy się porażką.

Moja kariera tymczasem od tamtego miejsca poszła zdecydowanie do przodu – licząc tak w praktyce czym się zajmuje, czy licząc gradacjach stanowisk, niezależności wykonywanej pracy, a nawet geograficznej lokalizacji. Także we wszystkich papierach jakie możesz zaksięgować rozstrzygnięcie konfliktu kończy się dla mnie awansem. Robiąc swój unik, ja poszedłem do przodu, a mój przeciwnik zapadł się i cofnął w rozwoju. Rozstrzygnięcie tamtego sporu nastąpiło w kilka dni po moim ruchu, bo tyle mi zajęło znalezienie się w lepszym miejscu, ale na porażkę przeciwnika trzeba poczekać.

Odkąd odchodząc zarząd odprawił mnie naprawdę hojnie, obiecując naprawienie tej krzywdy, ale również i usunięcie gada – mijają dokładnie 3 lata – co do miesiąca.