instagram

Dramat komunikacyjny

Ciekawostką że firmy w miarę swojego wzrostu zatrudniają coraz więcej pracowników, jednocześnie wymagając od siebie coraz pełniejszej, dokładniejszej i częstszej komunikacji – wliczając tzw. “nader-komunikowanie” każdej agendy, jaka w firmie powstanie w efekcie pracy każdego, kto ma ambicję aby mieć własną agendę.

Notoryczne wzajemne przypominanie kontekstów na każdym spotkaniu, w każdej wiadomości – wprowadzenia, rozwinięcia i zakończenia w każdym powtórzeniu, a przede wszystkim do angażowania wszystkich w niemal każdy aspekt niemal każdej agendy prowadzi w końcu do do paraliżu komunikacyjnego, w którym “szum komunikacyjny” przykrywa “sygnał komunikatu”, tj. faktycznie istotny przekaz, jaki ta komunikacja pierwotnie ze sobą niesie dla danego odbiorcy.

Komunikacja sama w sobie ostatecznie nie jest źródłem problemu, albowiem każdy z nas będąc odbiorcą każdego przekazu ostatecznie może odfiltrować istniejące dla nas wiadomości, jednak tragedia korporacji w tym przypadku polega na tym że sam proces filtrowania, a przede wszystkim odbierania, każdej takiej komunikacji – kosztuje nas tak wiele czasu, a wszyscy jesteśmy angażowani w niego z obowiązku.

Ostatecznie zadanie odbierania i filtrowania komunikacji pochłania cały czas, tj. limitem czasu poświęcanym na przyjmowanie i filtrowanie komunikatów jest tylko całkowita ilość czasu jaki chcemy przeznaczyć na pracę. Ostateczna forma korporacyjnego dramatu wywołanego takimi standardami komunikacji przypomina dramat partii politycznej, w którym komunikacja jest przekazem, tj. wspólne komunikowanie się zajmuje już cały czas – nie pozostawiając już prawie żadnego innego czasu na wykonanie faktycznej pracy, jaka jest komunikowana…

Jakby tego było mało, korporacje (podobnie jak i partie polityczne) opanowane przez paraliż komunikacyjny – z czasem przyciągją określony rodzaj osobowości. Osobowości, które są lepszymi w komunikowaniu jako takim, aniżeli wykonywaniu samej komunikowanej pracy. Ostatecznie dlatego właśnie korporacje przepełnione są typami “dobrych komunikatorów”, a brakuje im “zwykłych specjalistów” w swoich dziedzinach.

To jest również powód dla którego korporacje na pewnym etapie rozwoju składają się z samej komunikacji, jaka ma miejsce przy zerowym postępie faktycznej pracy. Dlatego korporacje potrzebują coraz więcej konsultantów, którzy znają się na swojej pracy i są wynajmowani do jej wykonywania na rzecz korporacji, albowiem bez nich korporacje nie miały by już nikogo kto miałby na faktyczną pracę jakiś czas, lub nawet miał umiejętności aby ją wykonywać.

Za to “policzę ekstra”: rozwiązanie może być paradoksalnie proste, co kompletnie nie akceptowalne. Musimy przestać rozbudowywać firmy ponad miarę, aby wówczas nie musieć niczego koordynować, komunikować, ani wynajdować nowych sposobów (nie) “skutecznej organizacji” przedsiębiorstwa. Po prostu nie zatrudniać. Każda organizacja może spokojnie rosnąć jako konglomerat zupełnie niezależnych małych przedsiębiorstw, które rozwiązują problemy w małym gronie – używając do tego całkowicie własnych i zupełnie nieskoordynowanych zewnętrznie metod komunikacji.

Brzmi całkowicie realnie, ale niesie oczywiście ze sobą koszt alternatywny. W tym przypadku jest nim optymalizacja, albowiem powodem dla którego przedsiębiorstwa nie są zorganizowane w ten sposób jest to, że taka struktura kapitału narażona jest na duplikację problemów, komunikatów, mechanizmów i rozwiązań. Do pewnego stopnia jest taniej utrzymywać jednak wspólne centra usług i równać różne wydziały do jednego standardu. Jest jednak granica, w której poszczególne zespoły tracą kontrolę nad sposobem optymalizowania i stają się zakładnikami wspólnych metod optymalizacyjnych, a w szczególności komunikacyjnych.

Musimy przestać budować przedsiębiorstwa monolity zatrudniające -dziesiąt lub -kilkaset osób, o multi-narodowych wielo-set tysięcznych przedsiębiorstwach nie wspominając. Właściciele, udziałowcy nadal mają prawo powiększać swój kapitał wzrostem konglomeratów wielu małych korporacji, które jednakże rozliczane są z wyprodukowanego produktu, a nie ze wzajemnego stopnia unifikacji łańcuchów dostaw, linii produkcyjnych, procedur operacyjnych. Musimy ponownie uwierzyć w samo organizację małych zwinnych zespołów.