Dwie prędkości
Trzy lata temu padły ważne deklaracje dotyczące budowania Europy dwóch prędkości. To może być dzień w którym zadecydowano, że niektórym nigdy nie będzie dane dogonić pierwszej prędkości.
Wszyscy cieszymy się z Tuska, ale chwilę wcześniej w 2017 nastąpiło w Europie coś ważniejszego, a mianowicie wycofanie się największych krajów z funduszy spójności, których Polska była beneficjentem, a bez których zostanie automatycznie płatnikiem netto, o czym ostrzegał m.in. Tusk, Merkel, Hollande.
Francja, Niemcy, Włochy i Hiszpania – przywódcy tych krajów opowiedzieli się właśnie za Europą dwóch prędkości. Europa, owszem powinna być zjednoczona, ale – jak orzekli – nie oznacza to, że ma być jednolita. – Musimy odważyć się na to, by niektóre kraje szły do przodu, jeżeli nie wszyscy będą chcieli brać w tym udział – powiedziała wprost Angela Merkel.
Ta deklaracja, ogłoszona po spotkaniu w Wersalu, zbiega się z burzą wywołaną przez Polskę wokół kandydatury Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej. – Chodzi o to, by iść szybciej i mocniej w gronie niektórych krajów, nie wykluczając innych, ale tak, by inni nie mogli się temu przeciwstawić – tak prezydent Francji Francois Hollande tłumaczył stanowisko całej czwórki, popierające Unię Europejską dwóch prędkości.
Tutaj w Polsce, nikogo to jednak nie rusza. Nie wiem nawet czy wiele osób dostrzegło. Pozostali żyją wedle maksymy:
Niech na całym świecie wojna,
byle polska wieś zaciszna,
byle polska wieś spokojna.
Europa wielu prędkości jest przede wszystkim konsekwencją większego, lub obniżonego poziomu wolności politycznej i ekonomicznej w poszczególnych jej państwach. Dzięki samemu tylko przywróceniu wolności gospodarczej, bez napływu zauważalnego kapitału według badań Witolda Kwaśnickiego Polska zredukowała dystans ekonomiczny do USA i Niemiec z ok. 65 lat w roku 1990 do ok. 48 w roku 2000.
Okazuje się że każdy ma swoją strefę czasową, która zależy od jego jakości prawa i instytucji oraz poziomu wolności, czego wzwyż nie podniosą deszczówki pozornie darmowych pieniędzy.