Kultura powszechnej dostępności
Każdy jeden wyjazd jest stresujący. Pakowanie rzeczy, zapominanie o rzeczach, ale stresuje bardziej wybijanie z rytmu do którego przyzwyczaja nas kultura i oczekiwanie powszechnej dostępności.
Dla osób pracujących “zdalnie” stresujące stają się również wszystkie wyjścia z domu, bo każde wyjście naturalnie staje się znacznie bardziej wyjątkową sytuacją i nikt kto nie pracował tak długo nie zrozumie jak bardzo zaburza to nasz balans.
Nikogo jednak nie stresują zapomniane okulary tak bardzo jak pismo z sądu z trzydniowym terminem odpowiedzi, wezwanie z urzędu do końca tygodnia, albo faktura wystawiona przez kogoś z terminem płatności na jutro.
Każde wyjście z domu zaburza nie tylko nasz balans, ale zaburza również balans innych osób, które przyzwyczajają nas do kultury powszechnej dostępności (nazywam ją “always on”): udzielania natychmiastowych odpowiedzi, reagowania na wszystkie bieżące wydarzenia natychmiast?
Co najmniej dwadzieścia lat temu bezskutecznie próbowałem przyzwyczaić urzędników, kontrahentów do faktu iż pracuję jedynie dwa dni w tygodniu, a co kilka miesięcy biorę kilka tygodni urlopu. Podczas urlopu starałem się nie zawsze odpowiadać na maile lub na wiadomości.
Okazuje się że urzędy nie znają jednak pojęcia urlopu, podobnie jak nie znają go faktury – chociaż oczywiście poszczególni urzędnicy w tych urzędach i wystawcy tych faktur oczywiście swoje urlopy mają. Uznałem wówczas że to część kultury folwarku (nazywam ją: “kiss the ring”), w której nie każdemu wolno.