instagram

Pytanie o granice centralizacji

Bardzo dziwna myśl mnie dochodzi, bardzo antyglobalistyczna ku mojemu zaskoczeniu. Dzisiaj pierwszy dzień, w którym ostatnie miesiące ciężkich prac w banku zostały zakończone pewnym powodzeniem które określa się procesem konwersji, tzn. szerzej opisując dwa banki dokonują fuzji nie tylko pod względem prawnym, ale również i funkcjonalnym. Ujednolicone są nie tylko procedury, ale i produkty bankowe oraz systemy informatyczne. Przy okazji całego tego sukcesu mamy do czynienia z wyraźną porażką jaką jest praktyczne unieruchomienie obsługi klientów spowodowaną przeciążeniem centralnego systemu bankowego, do którego podłączają się stanowiska dysponentów i kasjerów, analityków i księgowych. Przeniesienie danych z dwóch funkcjonujących systemów bankowych oraz włączenie wszystkich użytkowników do jednej bazy danych, w której zgromadzone są wszystkie informacje połączonych banków spowodowało przeciążenie na taką skalę że nie tylko operacje trwały dłużej niż nawet najbardziej cierpliwi klienci mieli czasu, ale również dochodziło do zawieszenia się zależnych podsystemów i uniemożliwienia pracy w ogóle. Wszystko to w sytuacji gdy przeprowadzone były praktyczne testy wydajnościowe, a specjalistów wszędzie i przez cały czas pod dostatkiem.

Moja refleksja wiąże się z pytaniem o centralizację, o globalizację w ogóle. Z jednej strony wynalazek (skądinąd nienowy) globalizacji przyniósł nam dobra takie jak bardzo niskie ceny i daleko idącą poprawę efektywności wykorzystania zasobów, z drugiej strony wszelkie pomyłki potęgowane są na nieznaną wcześniej skalę, co ma konsekwencje niejednokrotnie sięgające dalej niż co niektórzy sądzili. Kiedy mamy bowiem do czynienia z tą przykładową sytuacją, w wyniku której zarówno jeden oddział jak i drugi oddział w tym samym mieście pracując razem powodują unieruchomienie wzajemne swojej pracy, co ma swoją przyczynę w jednym centralnym systemie, niemożliwe jest uzyskanie przez klientów dostępu do swoich pieniędzy, co w bankowości jest sytuacją nie tyle dramatyczną, co katastrofalną, precyzyjniej: nic gorszego stać się nie może. Jak to się ma do sytuacji sprzed konwersji? Otóż mamy do czynienia z sytuacją diametralnie odmienną. O ile w sytuacji dwóch niezależnych systemów (przyjmijmy dla uproszczenia że są one kompatybilne ze sobą), w razie unieruchomienia jednego mieliśmy możliwość przekierowania ruchu klientów do drugiego oddziału, gdzie mogli być obsłużeni do czasu usunięcia awarii w pierwszym oddziale. Rozwiązanie do sprawdza się również vice versa.

Ryzyko wystąpienia problemów istnieje zawsze, w jednak przypadku utrzymywania dwóch równolegle działających, niezależnych od siebie systemów (czy części tego samego systemu) zakładając że wyjściowo jest ono nikłe, zmniejsza się dwukrotnie i jeszcze bardziej zwielokrotnia się na korzyść klienta, rozumiane w kategoriach jakości jego obsługi. Zakładając za prawdziwą kartę (co i ja jako liberał zakładam) że globalizacja jest procesem, z którym mieliśmy do czynienia od zawsze oraz że w warunkach wolnego rynku jest procesem nieuniknionym, możemy swobodnie założyć iż będzie ona postępować dalej i nie da się wyznaczyć jasnego jej końca. Jeśli zatem to założenie jest prawdziwe, to pewnego dnia możemy obudzić się w sytuacji, w której istnieć będą dwa, trzy systemy bankowe scentralizowane na skalę globu. Dzisiaj już wręcz możemy wskazać takie sytuacje gdzie to już ma miejsce (system zewnętrznego dostępu do banku klientów CitiBanku obsługiwany jest przez jeden centralny system ulokowany jest w Singapurze). Pozostaje zadać pytanie co jeśli tak zoptymalizowany system zawiedzie?

Optymiści powiedzą że przecież znacznie łatwiej jest zapewnić bezawaryjność jednego serwera niż powiedzmy tysiąca serwerów regionalnych. Technicy natomiast z pewnością przypomną że i tak żaden system nie jest bezawaryjny. Stawiam zatem pytanie o konsekwencje: co się stanie jeżeli taka awaria nastąpi? Jak wiele stracą klienci, a zatem jak daleko efektywność zbudowana na mechanizmach globalizacji w takim stopniu jest z korzyścią dla klientów, o czym przekonują nas przy każdej okazji zarządy wielkich korporacji? Odpowiedź pozostawiam każdemu we własnym zakresie.

Można by się jeszcze zastanowić tylko czy pytanie pozostaje aktualne tylko w przypadku sfery powszechnej informatyzacji czy też można zastosować je do innych praktycznych sfer życia. Przypomnę na tą okazję zamieszanie wokół wielkich awarii systemów elektrowni w USA w drugiej połowie ubiegłego roku. Widziałem wówczas w CNN krótki spot, w którym speaker stawiał pytanie reporterowi w terenie pytanie brzmiące mniej więcej tak: czy mogliśmy tego uniknąć dublując nasz system dostaw energii, a nie optymalizując go w sposób w którym praca jednej elektrowni w praktyce mogła okazać się kompletnie zależna od pracy innej, a tej z kolei od pracy kolejnej? Pytanie podchwytliwe, bo całość powiązań pomiędzy kolejnymi elektrowniami znajdowała swój początek w Kanadzie, a przecież stosunek Amerykanów do Kanadyjczyków jest znany. Reporter znajdujący się przed płonącymi w tle zabudowaniami elektrowni odpowiedział tylko że postawione pytanie jest pytaniem o to czy my (Amerykanie) chcą utrzymywać drogi system, w którym gospodarstwa domowe będą płacić za infrastrukturę i ludzi, których praca nie będzie wykorzystywana efektywnie (w domyśle: którzy mogą stać niejako w zapasie)?

Na uszy liberałów to kładąc, nie trzeba odpowiedzi, bo pytanie brzmi retorycznie. Mnie jednak na oczy ciska się wciąż tylko obraz tego płonącego tła i… czarna ciemność którą mógł delektować się każdy posiadacz kolorowego telewizora. Dzisiaj widziałem klientów, którzy skoczyliby pracownikom frontowym banku do gardeł gdyby tylko mogli. W duchu każdy z nich nie tylko nie dostał obsługi jakiej oczekiwał, wielu z nich – jestem pewien – szczerze nienawidziło pracowników banku, pomimo iż z problemem tym stykają się zawsze w sytuacji łączenia się banków. Pytam zatem nie wyjaśniając wszystkiego o co zapytać się można: co będzie jeżeli będziemy mieć efektywny kosztowo system produkcji mleka (czytaj obecność kilku producentów mleka), co będzie jeżeli będziemy mieć efektywny kosztowo system produkcji kosmetyków, leków, itd. Z przerażeniem patrzę jak producenci samochodów, których jest niewielu, coraz częściej rezygnują z autorskich systemów zawieszenia, napędzania, bezpieczeństwa na korzyść odbierania dostaw od dwóch producentów podzespołów.

Złe rzeczy już się dzieją, jak złe jeszcze muszą się zdarzyć żebyśmy zeszli z tej drogi, skoro możemy wyobrazić sobie do czego ona prowadzi?