Skutki wzrostu cen
Ceny alkoholu, papierosów, a także benzyny, gazu ziemnego, leków idą rekordowo w górę i to częściowo w odpowiedzi na rosnące ceny na rynkach globalnych, ale również z powodu desperackich prób ratowania budżetu po załamaniu się perspektyw na nowy plan Marshalla.
W górę jednak idą również podobno nasze wynagrodzenia, a przynajmniej tak utrzymuje rząd mimo protestów wieku grup reprezentujących różne służby publiczne.
Czy da się zatem ciągnąć wyścig podwyżek cen i wynagrodzeń? Kosztem są wszystkie oszczędności reprezentujące ukryty podatek dzięki któremu wzrost cen to również niespodziewany wzrost wpływów do kasy państwa, ale utrata wartości oszczędności nie może przecież martwić większości naszego społeczeństwa.
Ja bardziej obawiał bym się utraty konkurencyjności polskiej gospodarki względem Zachodnich Krakowie, które zlecają nam produkcję śrubek i montowanie różnego rodzaju rzeczy, których nikt na zachodzie nie chce, a który to łatwo zleca się na zewnątrz tańszym wykonawcom z Polski.
Interesy tych wszystkich firm córek, montowni to przecież głównie (choć nie tylko) miejsce pracy większości społeczeństwa poza sektorem rolniczym, najczęściej słabiej opłacane stanowiska wymagające mniejszych kwalifikacji: od produkcji zapałek, przez montownie silników – po usługi informatyczne.
Paradoksalnie rządowa walka z dzietnością i imigracją może w tym zakresie jedynie krótkoterminowo pomóc, albowiem w sytuacji kurczącej się konkurencyjności gospodarki (poprzez wzrost cen wszystkiego), kurczenie się podaży na rynku pracy (poprzez wymieranie społeczeństwa).
Krótkoterminowo, albowiem długoterminowo to droga do ostatecznej zagłady, której nie da się już przeciwdziałać, ale polityka nigdy nie była zajęciem długoterminowym.