Volenti non fit iniuria
Związki, z których wychodziłem w wyniku wykorzystywania, zespoły które zostawiałem z braku docenienia, a nawet projekty które krzywdziły moje poczucie estetyki – nader często kończą się w sądzie. W absurdalnie bezprzedmiotowych procesach człowiek który wyszedł z opresyjnej sytuacji musi ponownie jako pozwany wyjaśniać czemu nie chciał partnerki, nie ma siły do ludzi, albo znudził się projektem.
Chociaż to ja mogę być ciągany po sądach, nigdy nikt mnie nie pozwał o to że gdzieś jestem, tylko z powodu tego że mnie gdzieś nie ma. Choć w każdym z tych przypadków to ja byłem wzywany przez drugą stronę jako pozwany, to w żadnym postępowaniu, żaden sąd nie przywróci popsutego związku który dla mnie już nie istniał, żaden wyrok nie przywróci zaufania do zespołu, a nawet tysiąc prawników nie spowoduje że odnajdę zainteresowanie rozwalonym projektem. W każdej przegranej sytuacji i w żadnym z tych pozwów – nikomu nie udało się nic wygrać, a jedynie przeżyć porażkę po raz drugi.
Do dzisiaj pamiętam konsternację sędziego w Szczecinie, który najpierw musiał słuchać o tym jak to bezbronna kobieta właściwie została “pozbawiona domu”, po czym później w jej zeznaniach sąd wysłuchał że właściwie wiele miesięcy wcześniej z niego sama wyszła odgrażając się że nie wróci tylko po to żeby jednak później próbować zastawszy zupełnie inną kobietę w progu… Jedyne, co sędzia mógł się dowiedzieć ode mnie w tej sytuacji, to że “jestem znowu szalenie zakochany” w tej kobiecie która rzekomo stoi na drodze mojej byłej żony, tyle tylko że zwróciłem uwagę że sama wyprowadzka zakończyła małżeństwo, z czym już nikt na sali nie mógł dyskutować…
Do dzisiaj pamiętam konsternację sędziego w Gryfinie, który najpierw musiał słuchać o tym jak to bezbronna kobieta właściwie została “wyrzucona z domu”, po czym później w jej zeznaniach że właściwie to sama opuściła dom pod nieobecność, bezprawnie zabrała z niego dziecko, nakradła rzeczy, a nadto nawet nie zrobiła nic żeby odmienić swój los… Jedyne co sędzia mógł się dowiedzieć ode mnie w tej sytuacji, to że “dzisiaj jestem w innym związku” i właściwie w sądzie jestem jedynie na chwilę w drodze na wakacje. Sędzia pewnie również próbował jakoś wypośrodkować winę, zatem zadał jeszcze pytanie “co Pani zrobiła żeby tą sytuację naprawić”, ale gdy usłyszał że “nic” to nikt na sali nie chciał już dalej niczego wyjaśniać.
Do dzisiaj pamiętam konsternację sędzi, która musiała słuchać od mojego byłego pracodawcy, w randze prezesa – o tym jak firma straciła po tym jak “porzuciłem pracę” w wyniku jednostronnej decyzji, po czym na salę wchodził wiceprezes, który w przesłuchaniu przyznawał że było dokładnie odwrotnie. Niezbite dowody z dokumentów pokazały że to pracodawca mnie opuścił, po okazaniu których już nikt z nimi nie dyskutował. Jedyne co sędzia się dowiedziała, to że z tego powodu kończę zeznania na tym wstępie, bo absolutnie nie zamierzam realizować postulatów strony powodowej, nigdzie nie zamierzam wracać, a wręcz myślami jestem już w innym projekcie.
Ludzie mają nadmierną wiarę w wyrównanie wydumanych krzywd w sądach. Jeśli ktoś kiedykolwiek nie chciał “ponosić strat” lub “doznawać krzywd” w wyniku mojego braku zainteresowania, to powinien dokładnie przemyśleć swoje własne postępowanie jeszcze ja byłem jakoś zainteresowany tematem który nas dotyczył: tak w pracy, tak w związku, tak w rodzinie. Jeśli ktoś liczył, a – w tych wszystkich sytuacjach to był podstawowy argument – że będziemy moje zainteresowanie kiedykolwiek dwa razy rozmawiać, to w sekundzie w której padła pierwsza kropka w zdaniu ja już dawno byłem setki kilometrów dalej w znacznie lepszej pozycji aniżeli sekundę wcześniej.
Szybkość odmiany sytuacji to jest pewien argument w sądzie, jeśli ktoś wierzy że to wszystko było “z góry ukartowane”, jednak istnieje sposób wykazania że coś co dla niebystrego wygląda na podstęp, najczęściej jest tylko reakcją kogoś kto widział rozwój wypadków z pewnym wyprzedzeniem. Niezależnie od poczucia niesprawiedliwości konsekwencji popełnionych błędów, nie da się kogoś skutecznie w takiej sytuacji pozwać za “brak zainteresowania” niezależnie od tego czy w konsekwencji kogoś “życie zamieniło się w piekło” czy firma “tonęła w ogniu kosztów”. Nikomu nie uda się skleić pękniętej gumy od gaci w żadnym postępowaniu sądowym.
Ludzie popełniają te same błędy, a niektóre błędy przynoszą błyskawiczne konsekwencje, których nie odmieni żadna zmiana zdania. Ludzie w takich sytuacjach wyciągają przeciwko innym zarzuty spisku, i różne gnaty. Następnie snują teorie i mierzą bezmyślnie. Następnie strzelają z nich sobie prosto w stopę. Ja nie jestem od zwracania życia byłym żonom czy kochankom, nawet jeśli uważają że sobie je popsuły. Nie jestem od naprawiania komuś strat, nawet jeśli ktoś uważa że projekt życia spłonął w ogniu kosztów tylko dlatego że ktoś nie potrafił mnie słuchać. Kiedy straciłem zainteresowanie, to je straciłem ze wszystkimi konsekwencjami dla siebie czy kogoś innego.
Sedno sprawy polega bowiem na tym, że jest oznaką zwykłej sprawiedliwości to że niezależnie od tego czy wszedłeś do piekła, czy nie potrafiłeś z niego wyjść – błąd leżał po twojej stronie. Każdy kto przestrzegał drugiego przed otwieraniem pewnych drzwi, nie jest winny tego co faktycznie się za nimi kryło. Można pokazać przestrogę. Można przyznać że jest przykro. Temu kto nie czyta lub nie słucha, pomóc jednak nie można.