Załamanie w branży informatycznej
Spada liczba nowych ofert pracy w branży informatycznej, w szczególności dotyczącej wytarzania oprogramowania. Rynek usług cofa się szybciej niż ktokolwiek mógł przewidzieć, a według wielu badań już obecnie wrócił daleko do miejsca sprzed pandemii.
Według moich przewidywań cofnie się bardziej, w miarę jak wzrasta złożoność i ryzyko bezpośredniego zatrudniania programistów, w miarę jak wzrasta liczba firm konsultingowych oferujących usługi programistyczne. Wbrew wszelkim zapewnieniom zwracam uwagę na wpływ generatywnej sztucznej inteligencji, a właściwie wpływu szybkiego postępu rozwoju takich usług na decyzje zarządcze w zakresie wstrzymania dalszego zatrudniania programistów na rzecz monitorowania przyrostów wydajności obecnie zatrudnionych, ewentualnie wręcz zwalniania kadr programistów.
Polski rynek pracy IT jest wciąż mocno jest oparty o outsourcing i body leasing. Przez lata miało to sens, bo było związane z niższymi stawkami za pracę w naszym regionie w porównaniu do Zachodu, przy jednoczesnej wysokiej jakości wykonanych zadań.
Fakt, że na rynku istniał (i dalej istnieje) jeden dominujący typ pracodawców, ma ogromne znaczenie w kontekście dostępności ogłoszeń o pracy, a właściwie samo w sobie jest jedną z głównych przyczyn obecnego kryzysu w Polsce (blisko 14% mniej ofert pracy IT niż rok temu).
W ostatnich kilkunastu miesiącach, w dobie inflacji, zleceniodawcy jeszcze mocniej szukali oszczędności. Tym samym wstrzymano lub anulowano część projektów w polskich firmach, bo te stały się już za drogie (na No Fluff Jobs spadek udziału ofert od software house‘ów o blisko 6 p.p. i agencji HR o ponad 3 p.p.) i postanowiono szukać tańszej alternatywy.
Gdyby nie wojna w Ukrainie, byłby to dla niektórych zleceniodawców pewnie preferowany kierunek. Jak się okazuje, rzeczywista zmiana odbywa się na dużo dalszym wschodzie, bo to kraje azjatyckie przyciągają coraz więcej projektów, które dotychczas mogłyby być realizowane u nas. To nie jest niestety trend, który da się łatwo odwrócić.
— No FluffJobs
Mówiąc o “załamaniu” wiele osób wybiera słowo “korekta”, które w tym przypadku o tyle bardziej pasuje iż “załamanie” odbywa się w drodze “korekty” właśnie. Korekty wynikającej z lawinowego wzrostu produktywności programistów wynikającej z osiągnięć generatywnej sztucznej inteligencji pozwalającej praktycznie każdemu programiście dostarczać po kilka razy tyle efektów pracy, w porównaniu do wcześniejszych okresów.
Korekty w dostosowaniu rynku usług informatycznych po okresie nadmiernego zatrudnienia przypadającego na późniejszą fazę pandemii, w której firmy informatyczne zatrudniały nad wymiar – tylko dlatego aby dostosować pozostałą część gospodarki do zdalnego prowadzenia biznesu (jeśli pandemia miałaby się przedłużyć lub powtórzyć).
To jednak wzrost produktywności moim zdaniem jest tu decydującym kluczowym czynnikiem, który stoi za obecną “korektą”, o której coraz częściej mówi się “załamanie”. Moje zdanie wynika w tym miejscu ze struktury tej korekty, która wydaje się w największym stopniu dotykać programistów o najmniejszych umiejętnościach i najkrótszym doświadczeniu.
Jeśli korekta wygląda w ten sposób że skorygowane w największym stopniu zostały właśnie oferty dla początkujących programistów, to oznacza że rynek nie koryguje liczby zatrudnionych dla samej korekty nadmiarowego zatrudnienia, ale wybiera po prostu kapitalizować się na programistach z największym doświadczeniem.
Programiści z największym doświadczeniem w największym stopniu są w stanie skorzystać na rewolucji sztucznej inteligencji – kosztem zatrudniania tzw. juniorów właśnie. Eldorado nie było jednak nigdy nikomu gwarantowane, a już na pewno nie było dane na wieki. Świetnie wypowiadał się o tym Jeff Bezos w 2016 (na konferencji Recode) mówiąc o tym że jeżeli ktoś szuka stabilnego zatrudnienia w stabilnej branży wówczas powinien szukać zatrudnienia w branży ubezpieczeniowej, bo branża informatyczna nie jest (i nigdy nie była) dla niego.